Wspomnienia

Janusz Szczawiński - zawodnik sekcji kolarskiej w Biskupcu w latach 1976 - 1979, następnie w latach 1979 - 1981 i 1984-1985 instruktor w tejże sekcji. Dzisiaj członek zarządu LKK Warmia Biskupiec.

Moja przygoda z kolarstwem jako zawodnik nie trwała zbyt długo. Z wyczynowego uprawiania kolarstwa zrezygnowałem w pierwszym roku "seniorskim". Mój przykład pokazuje, że nie każdy osiągnie sukces w tym sporcie. Ja osobiście jako zawodnik nic szczególnego nie osiągnąłem. Ale jeżeli dziś ktoś mnie zapyta: czy było warto? zawsze odpowiem: tak! warto było i gdybym rozpoczął życie od nowa, to również chciałbym przeżyć przygodę z kolarstwem. Lata siedemdziesiąte to początki kolarstwa w Biskupcu. Z kolarzami pracował już wtedy pan Jerzy Kowalski. Wspaniały trener i wychowawca. On wpajał swoim podopiecznym zasady, które obowiązują sportowca nie tylko na treningu i zawodach, ale  w codziennym życiu.

Rok 1976 jesień - mój pierwszy trening kolarski. Na rowerze  "Ukraina". Któż z ówczesnych młodych kolarzy tego nie pamięta? Kilkudziesięciu kolarzy na rowerach wyścigowych. Tak to nie pomyłka - kilkudziesięciu wyjeżdżało wtedy na trening. I kilkunastu młodych na "Ukrainach" (a wtedy dziewczyny jeszcze u nas nie uprawiały kolarstwa). Ale kto wytrzymał pierwsze treningi, nie załamał się szybko awansował. Pierwszy rower wyścigowy "Huragan" otrzymałem już po kilku treningach.

Nasz "Klub" mieścił się wówczas w piwnicy siedziby PGR Biskupiec przy ul. Mickiewicza ( dzisiaj hurtownia medyczna obok hoteliku Atelier). Było bardzo ciasno, że nie wspomnę, że warunki socjalne żadne. Ale kto by się tym przejmował. Wyścigi kolarskie odbywały się wówczas bardzo często. Niemal w każdą niedzielę jeździliśmy po szosach województwa lub dalej. W sezonie każdy z nas zaliczał 20 do 30, a nawet więcej startów.  Oj, poznawało się wtedy Polskę. W niektórych miejscach w życiu nie byłbym, gdyby nie sport.